poniedziałek, 23 stycznia 2017

Magiczne Bieszczady - coś dla ciała, coś dla ducha.


Od jakiegoś czasu moje myśli uciekały ku wyższym partiom ukształtowania terenu. Uwielbiam góry, jednak z uwagi na posiadanie nieletniej gromadki nasze urlopy od jakiegoś czasu były monotematyczne: woda mniejsza lub większa, zmieniały się tylko kraje (wyjątkiem była Szklarska Poręba, chociaż i tam zahaczyliśmy o baseny w Cieplicach :)). Planując tegoroczny wypoczynek zimowy postawiliśmy na Bieszczady. To region, w którym byliśmy dosyć dawno temu, a który należy do najpiękniejszych w naszym kraju. Najbardziej lublimy wypoczywać w towarzystwie przyjaciół, dlatego jako bazę noclegową wynajęliśmy na wyłączność chatę z bali w Smereku, którą na własny użytek nazwaliśmy Bieszczadzką Samotnią. 



Miejscówka okazała się rewelacyjna. Ta klimatyczna chata, z pięknym kominkiem, świetnie ogrzewającym całość (wspomaganym ogrzewaniem podłogowym oraz elektrycznymi grzejnikami w łazienkach i pralni, chociaż sam kominek nieżle daje radę), prawie pełnym wyposażeniem kuchni (brakuje tylko piekarnika), czterema sypialniami, oraz fajnie zorganizowaną na parterze przestrzenią dzienną, ma coś co skutecznie przykuwa do tego miejsca i każe tu wracać, a mianowicie dwa tarasy, z których roztacza się niesamowity widok na Smerek, Połoninę Wetlińską i Caryńską. Ten widok można podziwiać również z okien części dziennej chaty. To clou tego miejsca.  Samotnia oferuje dodatkowo inne atrakcje, z których przy prawie półtorametrowych zaspach  i trzaskającym mrozie nie skorzystacie (no, może z wyjątkiem wiaty z piecem opalanym drewnem, do której jest łatwy dostęp, ale to dla kulinarnych zapaleńców, nieczułych na zimno), natomiast przy pobycie wiosenno-letnio-jesiennym owszem. Jest tu miejsce na rozpalenie ogniska i grill, kucharzenie w kociołku, plac zabaw, miejsce na ususzenie ziół, a nawet budynek z jaccuzi i mini SPA


Pobyt w zimie w górach ma swoje zalety, wiadomo jakie: sporty zimowe. Natomiast zaletą zimowego pobytu w Samotni jest niesamowity nastrój, który tworzy palący się ciągle piękny kominek i widok z okien na ośnieżone góry i oszronione drzewa. Zapewniam, że ciężko będzie wyrwać się z tej chaty największym pasjonatom sportów zimowych. Kiedy już do tego dojdzie, powrót po zimowych szaleństwach w stanie przemarzniętym, do ciepłej chaty z palącym się kominkiem i raczenie się grzańcem (mówię tu o pełnolatach) i/lub gorącym kakaem (i mówię tu o wszystkich, niezależnie od wieku), jest bezcenne. Macie ten obrazek przed oczami, prawda?  No właśnie. 





W chacie można samodzielnie przygotowywać posiłki, co w przypadku śniadań i kolacji uskutecznialiśmy, można również stołować się w pobliskich karczmach. My korzystaliśmy z usług Pawła nie całkiem świętego w Smereku. Nie tylko ze względu na smaczne regionalne jedzenie. Wystój karczmy, gliniane, sygnowane własną nazwą naczynia, to wszystko tworzyło bardzo przyjemną spójną całość. Dodatkowym dużym plusem była możliwość wprowadzania psów (pomimo, na stale urzędującego tam kota). Wszystkie potrawy, które tam jedliśmy były bardzo dobre: pierogi nadziewane dziczyzną, placki bieszczadzkie, kaszanka, polędwiczki na pęczaku z sosem z leśnych grzybów, gołąbki nadziewane ziemniakami z sosem grzybowym, panierowane piersi z kurczaka z surówkami, opiekanymi ziemniakami lub frytkami. Porcje były solidne, a ceny przystępne. W karczmie można zakupić również nieświętopawłowe trunki oraz konfitury.
To miejsce godne polecenia.





Obok karczmy funkcjonuje sklep spożywczy, w którm możecie zaopatrzyć się w najpotrzebniejsze produkty.

Będąc w Smereku, koniecznie należy odwiedzić pobliską Siekierezadę w Cisnej. To osławione miejsce. My tam tylko zajrzeliśmy, z uwagi na to, że miejsc było niewiele i wszystkie zajęte. Natomiast klimat był ciekawy, lekko przytłaczający przez wszędobylskie rzeźby i fotografie oraz panujący półmrok.


Wizyta na zaporze w Solinie to również punkt obowiązkowy jeśli chodzi o Bieszczady. Widoki są piękne, więc warto tu zajechać i zaliczyć spacer po zaporze.


Kolejny punkt programu to wizyta u bieszczadzkiego serowara w Czarze PGR-u w Wańkowej. Sery produkuje Nikos Manolopulos - grek, któryt osiedlił się w naszym kraju. Sery wyrabiane są z mleka krów, kóz oraz owiec, które hodowane są na miejscu. Bunc- delikatny, bez dodatku soli, hucuł- dojrzewający, feta- słona, wszystki sery są bardzo smaczne i warto po nie zajechać będąc w okolicy. 


Na koniec wizyta w Sanoku, na wystawie prac Beksińskiego. Lubię jego twórczość, więc nie mogłam odpuścić tego miejsca.  Prace wystawiane są na zamku i zajmują dwa jego piętra, więc amatorzy będą usatysfakcjonowani. Zbiory obejmują wczesne prace artysty w wysuwanych gablotach, w tym rysunki z lat dziecinnych, aż do obrazu dokończonego w dniu śmierci artysty. Twórczość Beksińskiego jaka jest każdy wie, nie wszyskim ona odpowiada, natomiast nie polecałabym jej małym dzieciom, ponieważ niektóre prace mogą je wystraszyć. Galeria na zamku prezentuje również sztukę cerkiewną (m.in. przepiękne ikony), sztukę sakralną (wystawę tworzą eksponaty pochodzące z dawnych kościołów i kapliczek z diecezji przemyskiej. Ciekawostką jest rzeżba św. Nepomucena pochodząca z 2. połowy XVIII w. - tego świętego, którego rzeźba znajduje się po środku mostu Karola w Pradze).








W Sanoku chcieliśmy zjeść w resauracji Stary Kredens, który przeszedł rewolucje Magdy Gessler, niestety nie mogliśmy wejść tam z psem. Ich strata. 
Ostatecznie zjedliśmy w Karczmie Jadło Karpackie przy Rynku Głównym. Jedzenie było smaczne. Mi bardzo smakowały Fuczki - placki z kiszonej kapusty wymieszanej z wytrawnym ciestem naleśnikowym i usmażone podobnie jak placki ziemniaczane, podane ze śmietaną.


Wiele miejsc w Bieszadach zostało do obejrzenia, więc z pewnością tam wkrótce wrócimy :)


2 komentarze:

  1. Taras ze stolikiem i krzesłami mnie zaczarował! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też 😊 już sobie wyobrażam jak wypoczywam na nim latem ☺

      Usuń