Tort czekoladowo - waniliowo - orzechowy z galaretką własnej produkcji oraz bezą, prażonymi orzechami laskowymi oraz gorzką czekoladą. Na imieniny mojej babci. Goście bili się o ostatni kawałek. Dobry był.
W mojej lubelskiej kuchni
niedziela, 26 marca 2017
poniedziałek, 23 stycznia 2017
Magiczne Bieszczady - coś dla ciała, coś dla ducha.
Od jakiegoś czasu moje myśli uciekały ku wyższym partiom ukształtowania terenu. Uwielbiam góry, jednak z uwagi na posiadanie nieletniej gromadki nasze urlopy od jakiegoś czasu były monotematyczne: woda mniejsza lub większa, zmieniały się tylko kraje (wyjątkiem była Szklarska Poręba, chociaż i tam zahaczyliśmy o baseny w Cieplicach :)). Planując tegoroczny wypoczynek zimowy postawiliśmy na Bieszczady. To region, w którym byliśmy dosyć dawno temu, a który należy do najpiękniejszych w naszym kraju. Najbardziej lublimy wypoczywać w towarzystwie przyjaciół, dlatego jako bazę noclegową wynajęliśmy na wyłączność chatę z bali w Smereku, którą na własny użytek nazwaliśmy Bieszczadzką Samotnią.
Miejscówka okazała się rewelacyjna. Ta klimatyczna chata, z pięknym kominkiem, świetnie ogrzewającym całość (wspomaganym ogrzewaniem podłogowym oraz elektrycznymi grzejnikami w łazienkach i pralni, chociaż sam kominek nieżle daje radę), prawie pełnym wyposażeniem kuchni (brakuje tylko piekarnika), czterema sypialniami, oraz fajnie zorganizowaną na parterze przestrzenią dzienną, ma coś co skutecznie przykuwa do tego miejsca i każe tu wracać, a mianowicie dwa tarasy, z których roztacza się niesamowity widok na Smerek, Połoninę Wetlińską i Caryńską. Ten widok można podziwiać również z okien części dziennej chaty. To clou tego miejsca. Samotnia oferuje dodatkowo inne atrakcje, z których przy prawie półtorametrowych zaspach i trzaskającym mrozie nie skorzystacie (no, może z wyjątkiem wiaty z piecem opalanym drewnem, do której jest łatwy dostęp, ale to dla kulinarnych zapaleńców, nieczułych na zimno), natomiast przy pobycie wiosenno-letnio-jesiennym owszem. Jest tu miejsce na rozpalenie ogniska i grill, kucharzenie w kociołku, plac zabaw, miejsce na ususzenie ziół, a nawet budynek z jaccuzi i mini SPA.
Pobyt w zimie w górach ma swoje zalety, wiadomo jakie: sporty zimowe. Natomiast zaletą zimowego pobytu w Samotni jest niesamowity nastrój, który tworzy palący się ciągle piękny kominek i widok z okien na ośnieżone góry i oszronione drzewa. Zapewniam, że ciężko będzie wyrwać się z tej chaty największym pasjonatom sportów zimowych. Kiedy już do tego dojdzie, powrót po zimowych szaleństwach w stanie przemarzniętym, do ciepłej chaty z palącym się kominkiem i raczenie się grzańcem (mówię tu o pełnolatach) i/lub gorącym kakaem (i mówię tu o wszystkich, niezależnie od wieku), jest bezcenne. Macie ten obrazek przed oczami, prawda? No właśnie.
W chacie można samodzielnie przygotowywać posiłki, co w przypadku śniadań i kolacji uskutecznialiśmy, można również stołować się w pobliskich karczmach. My korzystaliśmy z usług Pawła nie całkiem świętego w Smereku. Nie tylko ze względu na smaczne regionalne jedzenie. Wystój karczmy, gliniane, sygnowane własną nazwą naczynia, to wszystko tworzyło bardzo przyjemną spójną całość. Dodatkowym dużym plusem była możliwość wprowadzania psów (pomimo, na stale urzędującego tam kota). Wszystkie potrawy, które tam jedliśmy były bardzo dobre: pierogi nadziewane dziczyzną, placki bieszczadzkie, kaszanka, polędwiczki na pęczaku z sosem z leśnych grzybów, gołąbki nadziewane ziemniakami z sosem grzybowym, panierowane piersi z kurczaka z surówkami, opiekanymi ziemniakami lub frytkami. Porcje były solidne, a ceny przystępne. W karczmie można zakupić również nieświętopawłowe trunki oraz konfitury.
To miejsce godne polecenia.
Obok karczmy funkcjonuje sklep spożywczy, w którm możecie zaopatrzyć się w najpotrzebniejsze produkty.
Będąc w Smereku, koniecznie należy odwiedzić pobliską Siekierezadę w Cisnej. To osławione miejsce. My tam tylko zajrzeliśmy, z uwagi na to, że miejsc było niewiele i wszystkie zajęte. Natomiast klimat był ciekawy, lekko przytłaczający przez wszędobylskie rzeźby i fotografie oraz panujący półmrok.
Wizyta na zaporze w Solinie to również punkt obowiązkowy jeśli chodzi o Bieszczady. Widoki są piękne, więc warto tu zajechać i zaliczyć spacer po zaporze.
Kolejny punkt programu to wizyta u bieszczadzkiego serowara w Czarze PGR-u w Wańkowej. Sery produkuje Nikos Manolopulos - grek, któryt osiedlił się w naszym kraju. Sery wyrabiane są z mleka krów, kóz oraz owiec, które hodowane są na miejscu. Bunc- delikatny, bez dodatku soli, hucuł- dojrzewający, feta- słona, wszystki sery są bardzo smaczne i warto po nie zajechać będąc w okolicy.
Na koniec wizyta w Sanoku, na wystawie prac Beksińskiego. Lubię jego twórczość, więc nie mogłam odpuścić tego miejsca. Prace wystawiane są na zamku i zajmują dwa jego piętra, więc amatorzy będą usatysfakcjonowani. Zbiory obejmują wczesne prace artysty w wysuwanych gablotach, w tym rysunki z lat dziecinnych, aż do obrazu dokończonego w dniu śmierci artysty. Twórczość Beksińskiego jaka jest każdy wie, nie wszyskim ona odpowiada, natomiast nie polecałabym jej małym dzieciom, ponieważ niektóre prace mogą je wystraszyć. Galeria na zamku prezentuje również sztukę cerkiewną (m.in. przepiękne ikony), sztukę sakralną (wystawę tworzą eksponaty pochodzące z dawnych kościołów i kapliczek z diecezji przemyskiej. Ciekawostką jest rzeżba św. Nepomucena pochodząca z 2. połowy XVIII w. - tego świętego, którego rzeźba znajduje się po środku mostu Karola w Pradze).
W Sanoku chcieliśmy zjeść w resauracji Stary Kredens, który przeszedł rewolucje Magdy Gessler, niestety nie mogliśmy wejść tam z psem. Ich strata.
Ostatecznie zjedliśmy w Karczmie Jadło Karpackie przy Rynku Głównym. Jedzenie było smaczne. Mi bardzo smakowały Fuczki - placki z kiszonej kapusty wymieszanej z wytrawnym ciestem naleśnikowym i usmażone podobnie jak placki ziemniaczane, podane ze śmietaną.
Wiele miejsc w Bieszadach zostało do obejrzenia, więc z pewnością tam wkrótce wrócimy :)
piątek, 7 października 2016
Portugalski ser niedojrzewający - sposób podania
Wyszedł mi deser, całkowicie przypadkowo. Miałam banany mocno dojrzałe, więc zesmażyłam je z malinami i małą ilością skórki pomarańczowej. W lodówce znalazłam portugalski ser niedojrzewający, który kupiłam jakiś czas temu w znanej sieciówce, zapomniany owoc marakui oraz migdały i orzechy laskowe, których zapas staram się mieć zawsze.
Taki neutralny w smaku ser można łączyć z dodatkami słodkimi jak i słonymi, jednak biorąc pod uwagę jego kremową, lekko galaretkową konsystemcję postanowiłam podać go na słodko. Okazało się, że całość tworzy bardzo udane połaczenie. Jeśli chcecie stworzyć nietypowy deser, polecam ten przepis:)
Składniki:
ser niedojrzewający (u mnie Fresco Pingo Doce)
konfitura z bananów i malin z dodatkiem skórki pomarańczowej (dowolną ilość bananów mocno dojrzałych smażymy z malinami (ilość wg. gustu, jeśli chcemy mieć konfiturę bardziej kwaśną, dodajemy więcej malin) oraz skórką pomarańczową, można dodać niewielką ilość alkoholu np. nalewki malinowej)
zmielone migdały
kilka orzechów laskowych
owoc marakui
Wykonanie
Wokół sera układamy zmielone migdały, konfiturę, orzechy laskowe i owoc marakui i cieszymy się smakiem degustując całość :)
Smacznego :)
niedziela, 2 października 2016
Skierbieszowski Park Krajobrazowy
Dzisiejszy, piękny dzień spędziliśmy w Skierbieszowskim Parku Krajobrazowym. Mam nadzieję, że fotki pokazują magię tego rejonu Lubelszczyzny. Pagórki, jesienne kolory tworzą niepowtarzalny klimat. Polecam odwiedzenie tego miejsca.
środa, 28 września 2016
Bałczik, Kaliakra i północne wybrzeże bułgarskie
Tegoroczne wakacje spędziliśmy w pięknej Bułgarii, na pólnocnym wybrzeżu kraju. Jako rodzina z dziećmi na miejsce wypadowe obraliśmy Albenę, która spełniła nasze oczekiwania: dobry hotel, duży aquapark oraz piękna plaża - z tego najbardziej były zadowolone dzieciaki. Albena nie ma ponadto do zaoferowania wiele więcej, no może warto wspomnieć o najwyższym w tej miejscowości hotelu Dobrudja, z którego kawiarni "Panorama", zajmującej 15 piętro, rozpościera się piękny widok ma wybrzeże. Krajobraz mozna podziwiać przy pyszych deserach. Ich dodatkowym atutem są bardzo przystępne ceny. Warto wstąpić do tego hotelu, aby poczuć jego atmosferę rodem z Titanica (takie było moje pierwsze skojarzenie po wejściu do holu, pewnie złożyły się na to wielkie żyrandole, dywany, ciężkie meble i zielona kolorystyka). To tyle o Albenie, ot kurort, z którego można, a nawet trzeba wyrwać się do pobliskiego Bałczika oraz na przylądek Kaliakra.
Mnie zauroczył w szczególności Bałczik z pałacem królowej rumuńskiej Marii Koburg (zwanym Cichym Gniazdem) i okalającym go pięknym Ogrodem Botanicznym. Ogród jest położony kaskadowo, rozpościera się z niego piękny widok na morze i na miasteczko.
Bałczik to kurort z bogatą ponad 2 tysięczną historią - został założony w III w. p.n.e. pod nazwą Dionizopolis. Położony jest na wapiennych tarasach, stąd jego druga nazwa "Białe miasto".
Ogrody wokół Palacu zajmują powierzchnię ponad 6,5 ha i zawierają ok. 3 tys. gatunków drzew, krzewów i kwiatów, ich zwiedzanie to czysta przyjemność. Dużą atrakcją jest również "Ogród Kaktusów", który obejmuje ponad 250 gatunków, przez co stanowi drugą (po Monaco), pod względem liczby odmian, kolekcję europejską.
W ogrodzie mozna podziwiać prawosławną cerkiew, rzymskie płyty nagrobne, romantyczne potoczki płynące pośród szpalerów drzew, antyczne dzbany, wodospady i oczywiście przepiekną zieleń.
Królewskie winnice. Ich wina można kupić również tutaj.
Na terenie Ogrodu funkcjonuje również Winnica królewska, w której można degustować przepyszne wina. Darmowe degustacje win Queen’s Winery House odbywają się w willi „Książę Mikołaj”, która jest częścią architektoniczno-parkowego kompleksu. Win można spróbować od kwietnia do października w godz. od 9 do 20.
Podczas degustacji, każde z win jest szczegółowo opisywane, odbywa się to również w języku polskim. Degustowane wina oraz rakije (chociaż nie przepadam za tym trunkiem) okazały się przepyszne. Na szczęście, aby je zakupić nie trzeba specjalnie odbywać podróży do Bałcziku, wystarczy wejść na ich sklep internetowy.
To najstarsze wino w winnicy, pochodzi z ok. 1870 roku. |
W Bałcziku znajdziecie wiele restauracji, które, wydaje się, jakby były osadzone w morzu. My jedliśmy obiad w Mikado. Jedzenie było smaczne, a wystrój restauracji (w stylu greckim) bardzo nam odpowiadał.
Odwiedziliśmy również przylądek Kaliakra, z którego roztaczają się piękne, malownicze widoki. Kaliakra to dwukilometrowy cypel, który tworzą monumentalne, niemal pionowe skały, sięgające 70 m. Na najdalej wysuniętym w morze brzegu przylądka znajduje się kaplica Św. Mikołaja. Leganda głosi, że ten patron ludzi morza, ścigany był przez Turków. Kiedy uciekał przed nimi, ziemia wydłużała się pod jego stopami i w ten sposób powstał przylądek. Kolejna legenda związana z tym miejscem mówi o młodych dziewczynach, które uciekły z sułtańskiego haremu i skoczyły w morze powiązawszy się wcześniej swoimi długimi warkoczami. Dla upamiętnienia tego wydarzenia powstała na przylądku rzeźba- Brama 40 Dziewic.
Widok z kawiarni hotelu Dobrudja w Albenie. |
Desery w kawiarni Panorama w hotelu Dobrudja. |
Krem bawarski w kawiarni Panorama w hotelu Dobrudja. |
Typowy wystrój bułgarskiej restauracji. |
Bułgaski zapiekany ser w typoym dla tego kraju naczyniu. |
Dolma - gołąbki w liściach winogron. |
Z Albeny możecie wybrać się do pobliskiego (oddalonego o ok. 5 km.) Kraniewa. Warto tam zrobić zakupy przed powrotem do Polski. Jeśli postanowicie przejśc do miaseczka plażą, będziecie mieli dodatkową atrakcję - plażę nudystów ;)
Kraniewo i smaczne, lekkie, schłodzone wino w restauracji przy plaży. |
Subskrybuj:
Posty (Atom)